środa, 5 listopada 2014

Coś się kończy, coś się zaczyna.

        Ostatnie duże zawody w roku zamykają mój sezon startowy. Czas więc na podsumowanie tego, co było, co zdarzyło się w tym roku oraz celów na 2015 r. I wytyczenie drogi, która ma do tego doprowadzić.
         Początek tegorocznego zimowo-wiosennego sezonu wiązał się ze stosunkowo krótką pracą nad treningami jakościowymi. Trwało to zaledwie około dwóch miesięcy, a resztę stanowiły wybiegania. Zaowocowało to dość niespodziewanie wiosennymi życiówkami na 10 km, w półmaratonie i maratonie. Na wiosnę i wczesnym latem było dużo biegania w zawodach – praktycznie wszystkich w okolicy. O ile na początku sprawiało mi to przyjemność, to później nastąpił przesyt. Często kolidowało to z planem treningowym, a bieganie kolejnego półmaratonu w tempie maratońskim było po prostu nudne.
Meta Bydgoszcz na start 2014 r.
         Gwoźdźmi programu letniego sezonu były dwa górskie biegi ultradystansowe. Pobiegliśmy z Asią Rzeźnika w Bieszczadach i Chudego Wawrzyńca w Beskidzie Żywieckim. W każdym z nich biegnąc po kilkanaście godzin pokonaliśmy ponad 80 km i w każdym zrealizowaliśmy swój plan. Bieganie po górach od 3 rano do późnego popołudnia z najbliższą ci osobą to coś więcej niż bieg, czy wyścig. Górskie biegi ultra same w sobie są zupełnie inna bajką niż szosa, ale w połączeniu z osobą, która kochasz przenoszą w inny wymiar biegania, porozumienia... Nigdy tego nie zapomnę !
Niestety górskie przygody ultra bezpośrednio odbiły sie na moim przygotowaniu do jesieni. Nie odzyskałem już świeżości, nie potrafiłem się zregenerować (pesel też robi swoje :-)). zrezygnowałem z wszelkich zawodów i wystartowałem tylko w maratonie w Berlinie. Podziwiałem stolicę Niemiec, nie walcząc o jakikolwiek wynik.
         Teraz nadszedł czas na zaplanowanie przyszłego sezonu.Wyciągając wnioski z tego roku będzie zdecydowanie mniej zawodów oraz w ogóle nie będzie ultra. Wisienkami na torcie będzie maraton na wiosnę i jesień. Sprawdzianami formy na pewno będą Półmaraton Warszawski i bydgoska 10-tka Bydgoszcz na start.
         Wspólnie z Maciejem ułożyliśmy już plan treningowy na najbliższe tygodnie. Wpadłem już w rytm regularnego biegania, na razie treningi "wchodzą", co daje mi dużo radości i zadowolenia. Najwięcej frajdy dają mi biegi progowe i cross. Większą wagę przykładam też do regeneracji – kąpiele solankowe, masaż (przy wydatnej pomocy Kasi), odpoczynek, dieta.
         W 2015 r. każdy start będzie miał swój cel. Będzie walką o wynik, życiówkę lub też będzie częścią planu treningowego. Nie ma miejsca na zawody, które trzeba tylko ukończyć, przebiec. Musi być ból, cierpienie, a na końcu zwycięstwo. Pomagać będzie mi w tym fragment autobiografii Mo Farah (prawie dokładny cytat):

        W bieganiu chodzi o zmuszenie organizmu do dodatkowego wysiłku. Do pójścia o krok dalej. Aby zacząć wygrywać trzeba wyjść daleko poza strefę komfortu. To nie takie łatwe. Wszystko sprowadza się do wysiłku. Wychodząc na ostatnią prostą muszę sięgnąć do najgłębszych pokładów energii. W tym momencie ból jest przytłaczający. Nogi ? Właściwie ich nie czuję. Myślę tylko o tym, żeby nie wypaść z rytmu. Dalej, dalej. Nie zatrzymuj się. Wytrzymaj jeszcze kilka minut. Potem ból minie. Trenuje się tak, żeby być przygotowanym na Wielki Ból.

A to cele na 2015 r., chyba, że będzie lepiej:

42,195 km – 2:59:00
21,097 km – 1:24:50
10 km– 38:30,00