czwartek, 21 maja 2015

Per aspera ad astra - niekoniecznie

        Tegoroczna wyjątkowo łagodna zima sprzyjała treningom biegowym. Tym razem po raz pierwszy w całości zrealizowałem program treningowy. Najważniejszym startem miał być maraton w Krakowie. Bazę stanowił plan wg Danielsa, a został dołożony trzeci trening jakościowy w tygodniu oraz nieco ćwiczeń. Miesięczny kilometraż wahał się od 309 km
w lutym do 392 km w styczniu. Wraz z upływem czasu zacząłem rozumieć, co to znaczy narastające zmęczenie. Najdłuższy trening wynosił 38 km, w tym 25 w tempie maratońskim. Zaczęły pojawiać się wątpliwości, czy nie jestem przetrenowany, czy nie przekroczyłem tej cienkiej granicy, po której jest już tylko gorzej.
Sprawdzianem tego, czy trening przyniósł rezultaty był 10. Półmaraton Warszawski. Tegoroczna trasa nieco zmieniona, pogoda idealna na start. Plan zakładał bieg „w ciemno” na 1:25:00. Na chwilę przed startem jeszcze skupienie, mobilizacja przy „Śnie o Warszawie”
i ruszyłem. Pierwsze 10 km w 39:44. Czułem się bardzo dobrze i wiedziałem, że można powalczyć o dobry rezultat. Spróbowałem delikatnie przyspieszać. Ostatni podbieg na 19 kilometrze, największy kryzys w tym biegu, nowa energia na wodopoju, na 20 km 1:19:19 i zostało jakieś 4 minuty walki. Ostatnie zakręty i zegar wskazujący 1:23: …Widok zegara, który mówi ci, że pobiegłeś lepiej niż zamierzałeś, że wykonałeś plan – bezcenne. Start znacznie szybszy niż zakładałem, a Warszawa jak zawsze perfekcyjnie przygotowana – polecam.


To był sygnał, że plan przyniósł efekty. Wyjeżdżając w środę do Krakowa ważyłem 66 kg.  To chyba moja optymalna waga startowa. Ostatnie dni poświęcone na regenerację i wypoczynek. Dzień startu był chłodny, słoneczny, ale też wietrzny. Dwie pętle po pięknym mieście, ale też dużo zakrętów i nawrotek. Trasa zdecydowanie nie do bicia rekordów życiowych. Celem było zejście poniżej 3 godzin. Same zawody praktycznie bez historii – biegłem cały czas równo, minimalnie szybciej niż zakładałem. Pierwsza połowa w 1:29. W drugiej niestety musiałem zaliczyć toi – toia. Efekt dwóch moich błędów przed startem. Ostatnie 15 km to praktycznie tylko wyprzedzanie innych zawodników. Żadnych „przygód”, kryzysów, itp. I znowu zegar wskazujący osiągnięcie celu.
No i ostatni akcent startowy – 10 km Bydgoszcz na start. No i porażka, nie spektakularna, ale zawsze. Wystartowałem mocno – na życiówkę i zszedłem po 6 km. Wiedziałem, że z tego nic nie będzie. Popełniłem kilka błędów po maratonie – świadomie i nieświadomie. Praktycznie przegrałem ten bieg przed zawodami. Byłem po prostu tego dnia słaby. Wyciągnąłem wnioski, szczególnie dotyczące regeneracji, treningów po maratonie.


Zostały mi jeszcze 2, 3 starty w Bydgoszczy w sezonie letnim, ale raczej wplecione w plan treningowy niż na rekordy. Kilka osób bardzo mi pomogło w osiągnięciu tych rezultatów, kilka się szczerze, radośnie uśmiechnęło widząc moje wyniki. I jedna osoba „pogratulowała” mi wyniku w Bydgoszczy.
Jest już plan na jesienny maraton – 25. października – wisienka na torcie. Szkielet zostaje ten sam, zwiększą się obciążenia, objętość, dojdą nowe elementy dotyczące treningu, regeneracji. Wiem, że to na mnie działa. Wracając do tytułu – plan treningowy nie musi przynosić cierpienia, bólu, a może przynieść rezultaty. Wytrwałość, konsekwencja, … i może być dobrze.

środa, 5 listopada 2014

Coś się kończy, coś się zaczyna.

        Ostatnie duże zawody w roku zamykają mój sezon startowy. Czas więc na podsumowanie tego, co było, co zdarzyło się w tym roku oraz celów na 2015 r. I wytyczenie drogi, która ma do tego doprowadzić.
         Początek tegorocznego zimowo-wiosennego sezonu wiązał się ze stosunkowo krótką pracą nad treningami jakościowymi. Trwało to zaledwie około dwóch miesięcy, a resztę stanowiły wybiegania. Zaowocowało to dość niespodziewanie wiosennymi życiówkami na 10 km, w półmaratonie i maratonie. Na wiosnę i wczesnym latem było dużo biegania w zawodach – praktycznie wszystkich w okolicy. O ile na początku sprawiało mi to przyjemność, to później nastąpił przesyt. Często kolidowało to z planem treningowym, a bieganie kolejnego półmaratonu w tempie maratońskim było po prostu nudne.
Meta Bydgoszcz na start 2014 r.
         Gwoźdźmi programu letniego sezonu były dwa górskie biegi ultradystansowe. Pobiegliśmy z Asią Rzeźnika w Bieszczadach i Chudego Wawrzyńca w Beskidzie Żywieckim. W każdym z nich biegnąc po kilkanaście godzin pokonaliśmy ponad 80 km i w każdym zrealizowaliśmy swój plan. Bieganie po górach od 3 rano do późnego popołudnia z najbliższą ci osobą to coś więcej niż bieg, czy wyścig. Górskie biegi ultra same w sobie są zupełnie inna bajką niż szosa, ale w połączeniu z osobą, która kochasz przenoszą w inny wymiar biegania, porozumienia... Nigdy tego nie zapomnę !
Niestety górskie przygody ultra bezpośrednio odbiły sie na moim przygotowaniu do jesieni. Nie odzyskałem już świeżości, nie potrafiłem się zregenerować (pesel też robi swoje :-)). zrezygnowałem z wszelkich zawodów i wystartowałem tylko w maratonie w Berlinie. Podziwiałem stolicę Niemiec, nie walcząc o jakikolwiek wynik.
         Teraz nadszedł czas na zaplanowanie przyszłego sezonu.Wyciągając wnioski z tego roku będzie zdecydowanie mniej zawodów oraz w ogóle nie będzie ultra. Wisienkami na torcie będzie maraton na wiosnę i jesień. Sprawdzianami formy na pewno będą Półmaraton Warszawski i bydgoska 10-tka Bydgoszcz na start.
         Wspólnie z Maciejem ułożyliśmy już plan treningowy na najbliższe tygodnie. Wpadłem już w rytm regularnego biegania, na razie treningi "wchodzą", co daje mi dużo radości i zadowolenia. Najwięcej frajdy dają mi biegi progowe i cross. Większą wagę przykładam też do regeneracji – kąpiele solankowe, masaż (przy wydatnej pomocy Kasi), odpoczynek, dieta.
         W 2015 r. każdy start będzie miał swój cel. Będzie walką o wynik, życiówkę lub też będzie częścią planu treningowego. Nie ma miejsca na zawody, które trzeba tylko ukończyć, przebiec. Musi być ból, cierpienie, a na końcu zwycięstwo. Pomagać będzie mi w tym fragment autobiografii Mo Farah (prawie dokładny cytat):

        W bieganiu chodzi o zmuszenie organizmu do dodatkowego wysiłku. Do pójścia o krok dalej. Aby zacząć wygrywać trzeba wyjść daleko poza strefę komfortu. To nie takie łatwe. Wszystko sprowadza się do wysiłku. Wychodząc na ostatnią prostą muszę sięgnąć do najgłębszych pokładów energii. W tym momencie ból jest przytłaczający. Nogi ? Właściwie ich nie czuję. Myślę tylko o tym, żeby nie wypaść z rytmu. Dalej, dalej. Nie zatrzymuj się. Wytrzymaj jeszcze kilka minut. Potem ból minie. Trenuje się tak, żeby być przygotowanym na Wielki Ból.

A to cele na 2015 r., chyba, że będzie lepiej:

42,195 km – 2:59:00
21,097 km – 1:24:50
10 km– 38:30,00

piątek, 12 września 2014

Triathlon w Borównie 2014 okiem organizatorów.





Spokój przed zawodami!?
Niestety ciężko go znaleźć zarówno zawodnikom jak i organizatorom.
Czyli parę słów o zawodach, tym razem triathlonowych w Borównie, od kuchni.
Stres zaczyna się zazwyczaj około tygodnia przed, kiedy to nagle okazuje się, że medale mogą nie dojechać na czas, a numery startowe dopiero się drukują. Jak to wszystko ogarnąć i znaleźć wyjście z sytuacji bez wyjścia!? To pytanie przy organizacji tak dużych zawodów zadawane jest praktycznie codziennie. Jednak wszyscy staja na głowie by dopiąć każdy szczegół.
Mistrzostwa Polski na dystansie długim w Borównie są jednymi z najstarszych w Polsce. Wszystko zaczęło się 7 lat temu, kiedy to startowało niespełna 50 osób a przy organizacji imprezy pomagała cała rodzina. 7 lat później startujących jest 10 razy więcej, a do pomocy oprócz rodziny zaangażowano również przyjaciół, wolontariuszy z UKW, policję, Straż Miejską, Ochotniczą Straż Pożarną i wielu innych. Bez ich wsparcia nie można by było nawet marzyć o przeprowadzeniu tak wielkiego projektu. Co prawda każdy odpowiedzialny jest za wybraną część wyścigu ale przy niedociągnięciu jednej sprawy cała impreza może stanąć pod znakiem zapytania. Dlatego duże podziękowania należą sie osobom, które dopilnowują spraw, przy których nie mogło być ani Roberta Stępniaka ani Zbigniewa Grzesia – głównych pomysłodawców zawodów. Organizatorzy podczas tych paru dni żyją w innym wymiarze, śpią po parę godzin dopinając ostatnie sprawy, które zdają sie nie mieć końca. Telefon nie milknie, a zawodnicy powoli zaczynają się pojawiać na odprawie. Jeszcze najważniejsze pytania dotyczące zawodów i....już nie ma odwrotu... machina ruszyła. Całe to zamieszanie po to, by wypuścić Cię drogi Zawodniku na starcie do wody, bezpiecznie towarzyszyć Ci przez te parę lub kilkanaście godzin i przywitać Cię na mecie. 









wtorek, 26 sierpnia 2014

Kontuzja - przekleństwo czy okazja do nowego początku?

Kiedy po ostatnim zeszłorocznym starcie, 11 listopada w Gdyni, zdecydowałem się na dwutygodniową przerwę, nie sądziłem, że z kontuzjami będę się męczył do teraz....
                                                                fot. maratonypolskie.pl

wtorek, 19 sierpnia 2014

Rzeź Chudego Wawrzyńca - szlakiem biegów górskich



Spostrzeżenia początkującej ultraski


W tym roku zaliczyłam dwa biegi ultra, więc nasunęła się samoistnie myśl o porównaniu biegów. Rzeźnik był marzeniem mojego męża – ja byłam tylko partnerem:) Chudy Wawrzyniec miał być tylko wersją light a stał się moim największym osiągnięciem tego roku.

poniedziałek, 18 sierpnia 2014

Spływ Brdą trochę inaczej;)

Nietypowo swój pierwszy post zaczynamy od pływania. Na temat wpływu tej dyscypliny sportu na biegacza usłyszycie od nas pewnie jeszcze nie raz ale tym razem zapraszamy do relacji I wyścigu zawodów pływackich na Brdzie w Bydgoszczy.